top of page

Szanowni Państwo!

 

Nazywam się Dariusz Polowy i serdecznie zachęcam do zapoznania się z moim życiorysem. Uprzejmie nadmienię, że intencją przygotowania tak szczegółowego życiorysu było pełne i rzetelne przedstawienie mojej osoby. Zarówno w kontekście teraźniejszym, jak i historycznym. Kim jestem i kim byli moi, szanowni przodkowe. Zapraszam również do polubienia mojego profilu na Facebooku.  Dziękuję i życzę miłej lektury. 

ŻYCIORYS
gwiazdka.png

Dziadkowie ze strony taty Bronisława i Marcin Polowy żyli na Wołyniu na tzw. kresach II Rzeczpospolitej.  Dziadek Marcin jeszcze przed rewolucją bolszewicką trafił na studia do Moskwy, gdzie zainteresował się samolotami i zapisał się na kursy pilotażu carskiego lotnictwa. Rewolucja wszytko to zniweczyła i dziadek powrócił na Wołyń. W odrodzonej Polsce zajął się gospodarką i częściowo pracą nauczyciela. W czasie II wojny światowej dziadkowie utracili wszystko. Sowieci zabrali dom w Krzemieńcu i gospodarstwo na wsi. Rodzina cudem unikęła wywózki do Kazachstanu, a później śmierci z rąk UPA w czasie tzw. Rzezi Wołyńskiej. Dziadek Marcin zmarł w Związku Sowieckim, jeszcze przed tzw. repatriacją, babcia Bronia dojechała do Polski z dwoma córkami, ale zmarła tuż po przyjeździe. Została pochowana w Raciborzu na cmentarzu Jeruzalem. Córki zamieszkały w naszym mieście i w roku 1957 ściągnęły w ramach tzw. drugiej repatriacji swego brata Jurka, który musiał jeszcze przymusowo odsłużyć 2 lata w Armii Czerwonej. W Polsce podjął pracę na PKP w Raciborzu, gdzie pracował aż do emerytury i dorabiał sobie naprawiając telewizory.

Dziadkowie ze strony mamy Zofia i Tomasz skromnie żyli i gospodarzyli na wsi nad brzegiem rzeki Wisłoka na Rzeszowszczyźnie. Rodzina była bardzo liczna 3 córki i 5 synów. Najmłodsza Teresa podjęła naukę w Technikum Ekonomicznym w Raciborzu, w trakcie której mieszkała w internacie przy ul. Ogrodowej. Właśnie w tym internacie mój tato naprawiał telewizor i tak się poznali.

Po ukończeniu szkoły przez moją mamę, Teresa i Jerzy wzięli ślub i zamieszkali przy ul. Drzymały w Raciborzu, a w grudniu 1966 roku urodził im się pierwszy syn Darek czyli ja. Mama przez całe życie zawodowe była związana z księgowością, od pełnienia funkcji głównej księgowej w RSP Pietrowice Wielkie, aż po prowadzenie biura rachunkowego w Raciborzu.

W związku z tym, że rodzice pracowali, a jedyna żyjąca babcia mieszkała daleko, to byłem powierzany opiece różnych opiekunek. Do czasu aż pojawiła się starsza pani Teresa. Ślązaczka, o wspaniałym pełnym miłości sercu. Stała się dla mnie przyszywaną babcią, a właściwie Omą. Jej mąż Franciszek moim Opą. To właśnie on w ich mieszkaniu przy ul. Opawskiej w Raciborzu nauczył mnie grać w szachy, a szachownica, którą po nim odziedziczyłem jest jedną z najcenniejszych pamiątek. Stali się oni częścią mojej rodziny i także ich groby odwiedzam na raciborskim Jeruzalem. Było mi tak dobrze z nimi, że do przedszkola poszedłem dopiero od starszaków. Budynek przy ulicy Ogrodowej w Raciborzu budzi zawsze miłe wspomnienia, znajomości tam zawarte trwają do dziś. W tym czasie przyszedł na świat mój młodszy brat Olek.

Koleżanki i koledzy z przedszkola w większości trafili wraz ze mną do Szkoły Podstawowej nr 12 przy ul. Kasprowicza w Raciborzu. Moja klasa 1a była o tyle specyficzna, że wszyscy uczniowie zostali wyselekcjonowani specjalnymi testami. Dlaczego tak? Otóż testowaliśmy podręczniki do tzw. dziesięciolatki, która rozpoczęła się 6 lat później. Czyniliśmy to pod opieką pani Jonalik. Tak nas te egzaminy specyficznie wybrały, że niejeden ogólniak pozazdrościłby nam wyniku ile osób z klasy dostało się na studia. Podstawówkę podobnie jak przedszkole wspominam bardzo miło. Gdy byłem w 6 klasie do sąsiedniej kamienicy wprowadziła się nowa rodzina z 3 córkami. Jedną z nich Elwirę moją rówieśniczkę pokochałem od pierwszego wejrzenia. Miłość okazała się tak trwała, że dzisiaj to moja ukochana żona.

Pod koniec szkoły podstawowej zacząłem się interesować elektroniką, budowałem radia z zestawów kupowanych w Składnicy Harcerskiej. Miałem też okres, gdy przeprowadzałem dużo eksperymentów chemicznych. Mama zawsze wspomina, że z drżeniem serca wracała z pracy oczekując dymu i wypalonych okien w naszym mieszkaniu przy ul. Odpoczynkowej w Raciborzu. W ósmej klasie brałem udział w trzech olimpiadach przedmiotowych z chemii, fizyki i matematyki. Z chemii i matematyki doszedłem do finału wojewódzkiego, najlepiej poszło z chemii bo zająłem 6 miejsce, a z matmy 23 w województwie. Warto tu przypomnieć nazwiska nauczycielek z tych przedmiotów: panie Dworczak, Franica i Kubiak oraz wychowawcę klasy pana Odelgę.

Na koniec podstawówki przypadł czas pierwszej Solidarności lata 1980-81. Niewiele się z tego rozumiało, ale wiadomo było kto jest dobry, a kto zły. Do szkoły średniej poszedłem do Opola, ponieważ chciałem zostać elektronikiem, a w Raciborzu takiej szkoły nie było. Zamieszkałem w internacie Zespołu Szkół Elektrycznych. Po 3 miesiącach w nowej szkole i w nowym mieście przyszedł stan wojenny. Ten moment na dobre określił hierarchię wartości: prawda i wolność.

Tu ciekawostka: na fali szykan stanu wojennego z naszej szkoły odszedł, a właściwie musiał odejść pan Zbigniew Schetyna ojciec dzisiejszego szefa Platformy Obywatelskiej Grzegorza Schetyny.

Życie biegło dalej, razem z kolegami budowaliśmy wzmacniacze, prostowniki, generatory. Do dzisiaj został mi migacz do gwiazdy na choinkę. W czasie nauki w szkole miałem 2 miesięczne praktyki w raciborskim zakładzie naprawy telewizorów przy ul. Długiej. Pamiętam szczególne doświadczenie gdy pod opieką mistrza chodziliśmy na tzw. naprawy domowe. Byłem dumny, że w pewien sposób dorównałem ojcu. 

W tym miejscu wspomniałbym też o innym aspekcie: Rodzice budowali dom w Pietrowicach. Budowa przebiegała metodą gospodarczą i każde wakacje i większość sobót spędzałem na pomaganiu tacie pracach budowlanych. Zaowocowało to tym, że właściwie samodzielnie postawiłem mur oporowy z piaskowca, potrafię osadzić drzwi, wytynkować ścianę czy też położyć instalację elektryczną, co procentuje do dzisiaj. ;)

Przyszedł też młodzieńczy bunt zwieńczony ostrzyżeniem się na tzw. irokeza ku rozpaczy mamy i wyjazd na festiwal rockowy do Jarocina w roku 1985. Gdzie na scenie występował Paweł Kukiz, wtedy wschodząca gwiazda, a dzisiaj bardziej znany z poważniejszej działalności. Był to też rok w którym zdałem maturę i zostałem studentem Instytutu Elektrotechniki Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Opolu, która aktualnie nosi nazwę Politechniki Opolskiej. 

Zamieszkałem w akademiku. Ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu trafiłem do duszpasterstwa akademickiego "Cegielnia" z księdzem Stanisławem Dworzakiem. Było to jedno z decydujących doświadczeń w moim życiu. Tam się spotkałem z ruchami ochrony życia nienarodzonego, wydawnictwami bezdebitowymi czyli wydawanymi poza cenzurą, dotyczącymi spraw społecznych, historycznych i politycznych. Tam po raz pierwszy przeczytałem o tym co teraz jest wiedzą powszechną, czyli m.in. np. o losach rotmistrza Witolda Pileckiego. Pamiętam wyprawę z dwoma kolegami w 1987 na spotkania z ojcem świętym Janem Pawłem II w Gdyni, na Westerplatte i Gdańsku. Wspominam wieczór z przeszukaniem przez milicję u stóp pomnika poległych stoczniowców i nieoczekiwany nocleg na strychu u dominikanów.

W trakcie studiów pracowałem w spółdzielni studenckiej wykonując pomiary bezpieczeństwa instalacji i urządzeń elektrycznych. Posiadałem stosowne uprawnienia Stowarzyszenia Elektryków Polskich.

Na trzecim roku studiów zostałem wybrany do samorządu domu akademickiego Zygzak. W zimie doszło do kłopotów z ogrzewaniem i trudne warunki w akademikach stały się sprawa sporną z władzami uczelni. Doszło do tego, że zapowiedzieliśmy przeprowadzenie strajku studentów. Negocjacje doprowadziły do porozumienia i na czas mrozów rektor zgodził się na wprowadzenie dni wolnych. Dla młodych ludzi może to wydawać się groteskowe lub śmieszne, ale wtedy takie działania groziły usunięciem z uczelni i dwoma latami służby w peerelowskim wojsku.

Ten sukces spowodował, że trafiłem do samorządu uczelnianego, gdzie między innymi byłem głównym organizatorem opolskich juwenaliów. Jako przedstawiciel studentów brałem udział w posiedzeniach senatu uczelni.

Niezależnie od działalności samorządowej zacząłem udzielać się politycznie. Na początku były to działania samokształceniowe, kolportażowe. Przyszedł czas, że razem z kolegą z roku Wojtkiem Podhajeckim, odważnym i bezkompromisowym zawsze dążacym do prawdy człowiekiem, stworzyliśmy Komitet Organizacyjny Niezależnego Zrzeszenia Studentów. NZS był studencką organizacją powołaną w 1981 roku i zdelegalizowaną przez stan wojenny, był solą w oku reżimu komunistycznego. W ramach działalności w NZS wydawaliśmy pismo ANEKS, organizowałem koncerty artystów opozycyjnych, spotkania z ciekawymi i ważnymi ludźmi związanymi z opozycją. Tu warto wspomnieć osoby: Adama Michnika ówczesnej ikony opozycji i z drugiego bieguna Wojciecha Myśleckiego prawej reki Kornela Morawieckiego i głównego ideologa Solidarności Walczącej,  z którymi spieraliśmy się o to czy siadać do okrągłego stołu. Teraz widać jak rożnie potoczyły się losy ludzi dawnej opozycji. Bardzo spektakularnym wydarzeniem było zorganizowanie w Opolu manifestacji w sprawie zalegalizowania działalności NZS. W roku 1989 brałem udział w posiedzeniach Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie w Opolu. Z tego czasu pochodzą moje projekty ulotek i plakatów wyborczych. Całość mojej działalności opozycyjnej w latach 80-tych została uhonorowana przez Marszałka Województwa, gdy w roku 2014 otrzymałem odznakę „Zasłużony dla Województwa Opolskiego”.

W roku 1990 wziąłem ślub. Miało to miejsce w kościele pw. Wniebowzięcia NMP przy raciborskim rynku. Ślubu udzielał nam śp. ks Stefan Pieczka, ten sam który przed tym samym ołtarzem udzielił nam pierwszej Komunii Świętej piętnaście lat wcześniej. Miało to dla mnie ważny osobisty wymiar symboliczny. Po naszym ślubie rodzice wyprowadzili się do Pietrowic, a żona i ja zamieszkaliśmy przy ul. Odpoczynkowej w Raciborzu. W 1991 urodził się Alek nasz pierwszy syn, a rok później drugi Olek.

Na fali zmian ustrojowych w Polsce rozpocząłem działalność w branży poligraficznej i reklamowej zostawiając politykę innym. Pierwsze biuro otworzyłem przy placu Wolności w Raciborzu. W nowych czasach uznałem, że prowadzenie własnej firmy jest ważniejsze od obrony pracy magisterskiej. Praca w poligrafii mnie wciągnęła, posiłkując się kredytami inwestowałem poszerzając park maszynowy i zakupując halę w Pietrowicach Wielkich. Po kilku latach działalności zatrudnienie w mojej firmie doszło, wraz z uczniami, do 19 osób. Przy tej okazji można wspomnieć, że wykształciłem w mojej firmie 10 uczniów w zawodach drukarz i introligator, a przynajmniej czterech do dnia dzisiejszego pracuje w zawodzie. Mając tytuł mistrz i doświadczenie w kształceniu przez wiele lat byłem członkiem komisji egzaminacyjnej przy Izbie Rzemieślniczej w Katowicach.

Ostatnio jeden ze znajomych zainspirowany lekturą artukułu w Nowinach Raciborskich przypomniał mi jeszcze jeden epizod: w czasie powodzi w 1997 roku na apel ogłoszony w Radiu Vanessa pojawiłem się z moim mikrobusem i przewoziłem ewakuowanych powodzian z lądowiska helikopterów do punktu ewakuacyjnego w szkole podstawowej nr 15. Przez następne trzy tygodnie pomagałem powodzianom jako jeden z wielu wolontariuszy.

Niezależnie od tego, że powódź dotkneła mnie osobiście, miałem zalane pomieszczenia magazynowe przy ul. Łąkowej, to została ona wspomniana w grze planszowej o  Raciborzu. Razem z kolegą Zbigniewem Wieczorkiem opracowałem i wydałem pierwszą edukacyjną grę planszową o historii Raciborza „Czy znasz Racibórz”.

W tym czasie przeprowadziłem się do Pietrowic, ale biuro firmy ciągle funkcjonowało w Raciborzu, a synowie po szkole podstawowej poszli do gimnazjum i szkół średnich w naszym mieście.  Po roku mieszkania w Pietrowicach zaangażowałem się w działalność samorządową. Zostałem pełnomocnikiem komitetu wyborczego, który wygrał wybory do Rady Gminy w 2002 roku i rozpoczął głębokie zmiany w samorządzie Pietrowic, których efekty widzimy w dniu dzisiejszym. Symboliczne jest, że liczba miejsc pracy w zakładach na terenie gminy przewyższa liczbę mieszkańców aktywnych zawodowo. Bardzo mocno włączyłem się w organizację pierwszej i kolejnych Ekowystaw oraz dożynek.

Gdy przeglądałem archiwalne zdjęcia przypomniało mi się jeszcze jedno wydarzenie. W sierpniu 2005 roku wybrałem się z rodziną na koncert Jean Michel Jarre w Stoczni Gdańskiej z okazji 25 lat powstania Solidarności. Było to dla mnie bardzo ważne aby uczcić tę rocznicę. Przed występem artysty zostało wykonane "Rodzinne Zdjęcie Polaków", na którym uwieczniono 170.000 osób uczestniczących w tej imprezie. Oprócz wspomnień z koncertu zostało pamiątkowe zdjęcie sektora F8.

Wracając do spraw rodzinnych i firmowych około roku 2008 musiałem podjąć ważne decyzje. Rynek poligrafii zmieniał się, należało wybrać duża inwestycja związana z dużym ryzykiem lub zmiana profilu działalności. W tym czasie nasza rodzina powiększyła się o Karola trzeciego syna, a starszy Olek przysparzał poważnych kłopotów wychowawczych. Mając na względzie dobro rodziny, podjąłem decyzję o zmianie profilu i sposobu działania firmy. Dzięki temu mogłem więcej czasu poświęcić synom i żonie.

Muszę wspomnieć o jeszcze jednym wydarzeniu, które postrzegam w sposób szczególny. Najmłodszy syn Karol został ochrzczony w kościele pw. św. Mikołaja na Starej Wsi przez ówczesnego proboszcza ks. Piotra Adamowa. Jego osoba jest dla mnie ważna, bo jest to mój przyjaciel z którym siedziałem w jednej ławce w szkole średniej w Opolu, a później razem trafiliśmy do duszpasterstwa akademickiego.

Po zakupie domu na Ocicach przeprowadziliśmy się na powrót do Raciborza. Aktualnie syn Karol uczęszcza do szkoły podstawowej na Ocicach. Żona pracuje w raciborskim szpitalu jako pielęgniarka. 

Po tym jak w roku 2011 pojawiło się w polskim kalendarzu nowe święto: Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych uznałem, że coś należy zrobić w celu godnego upamiętnienia. W pierwszym roku wywiesiłem flagę, rok później wywiesiłem flagę i ufundowałem bilbord informacyjny, w kolejnym roku wywiesiłem flagę i ufundowałem 2 bilbordy i akcje ulotkową wywieś flagę. Ciągle to jednak było zbyt mało. Udało mi przekonać do współpracy różne środowiska i liczną grupę anonimowych indywidualnych sponsorów, na koniec włączyło się również miasto. Zaowocowało to tym, że w roku 2014 kalendarz imprez przedstawiał się następująco: spotkanie autorskie, projekcja filmu, konkurs z atrakcyjnymi nagrodami w szkołach, wieczornica i najbardziej spektakularne: inscenizacja historyczna na placu Długosza z wykorzystaniem czołgu T-34. W kolejnym roku podobnym sposobem zorganizowaliśmy również cykl wydarzeń z inscenizacją na Zamku Piastowskim. Obchody tego święta na stałe wpisały się w kalendarz wydarzeń w Raciborzu i od roku 2016 główny ciężar organizacji wzięły na siebie instytucje do tego powołane. 

 

W podobnym duchu podjąłem działania w Miejskim Klubie Strzeleckim LOK w Raciborzu, gdzie organizujemy: coroczny Strzelecki Turniej Niepodległości 11 strzałów na 11 listopada. 

Warto wspomnieć, że byłem członkiem założycielem Śląskiego Towarzystwa Gospodarczego Pro Europa – stowarzyszenia i instytucji, która przez wiele lat pomagała przedsiębiorcom i samorządom z Raciborza i powiatu w pozyskiwaniu różnych grantów z funduszy europejskich. Przez wiele lat byłem członkiem zarządu w okresie prezesury Gabrieli Lenartowicz, a po jej odejściu zostałem prezesem stowarzyszenia.

Dwa lata temu, w związku z moim doświadczeniem w kształceniu uczniów w zawodach poligraficznych, jedna ze szkół zwróciła się do mnie z propozycją nauczania w szkole. Aby sprostać wymogom formalnym podjąłem studia na raciborskiej PWSZ na kierunku edukacja artystyczna z elementami przygotowania do druku. Obecnie jestem na drugim roku.

W roku 2017 powierzono mi funkcję skarbnika w zarządzie Fundacji Polesie Wschód w Raciborzu, która od 20 lat w okresie wakacyjnym organizuje wypoczynek w Polsce dla dzieci z Białorusi o polskich korzeniach. W roku 2002 mieliśmy okazję gościć w naszym domu dwunastoletniego Aleksieja. Po kilku latach, ku naszej wielkiej radości, skontaktował się z nami już jako student Politechniki Wrocławskiej. To niesamowite uczucie, że takie relacje trwają latami.

W każdą trzecią niedzielę miesiąca biorę udział w tzw. trydenckiej Mszy Świętej w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Raciborzu. Był to sposób odprawiania Mszy Świętej w Kościele Katolickim przed zmianami soborowymi. Jest to szczególne doświadczenie zanurzenia się w tradycji kościoła.

Na zakończenie należy wspomnieć o hobby. Przede wszystkim książki, przez wiele lat z grupą znajomych tworzylismy nieformalny klub dyskusyjny. W czasie naszych spotkań dyskutowaliśmy o wybranej wcześniej do przeczytania książce. Rodziło to wiele pozytywnych emocji, dyskusji, sporów i szacunku dla innych poglądów.

Jeżeli chodzi o sport: to pływanie, narty, turystyka rowerowa z namiotem i butlą gazową oraz strzelectwo. Wszystko to udaje mi się realizować z rodziną, a najczęściej z najmłodszym synem Karolem.

bottom of page